Róż, po który sięgam nałogowo - Astor Pure Color Perfect Blush 003 Rosewood.
Od miesiąca sięgam po niego niemal codziennie. Robię to już chyba odruchowo, ale nie powiem - efekt, który on mi daje, cały czas mnie zachwyca. Mowa o różu do policzków Astor w kolorze 003 Rosewood. To była miłość od pierwszego użycia. I moje uczucia do niego nadal nie gasną.
Pierwszą zaletą tego różu jest solidne, mocne opakowanie. Gruby plastik z pokrywką na zatrzask, który wrzucony luzem do torebki czy kosmetyczki nie ma prawa sam się otworzyć. Przez szkiełko na wieczku od razu widzimy rzeczywisty kolor różu, co jest przydatne, bo mając więcej róży w kosmetyczce, można zapomnieć który ma jaki odcień. Tutaj szybko można to ocenić bez otwierania kosmetyku. Na spodzie znajdziemy naklejkę ze wszystkimi potrzebnymi informacjami typu numer, nazwa, krótki opis i termin upływu ważności produktu.
Kolor różu też okazał się dla mnie, bladolicej, idealny. Nałożony z rozwagą daje delikatny efekt, ale bez najmniejszego problemu można nim pogłębiać kolor, stopniować go. Nie jest to jakiś infantylny róż, z tysiącem brokatowych drobinek. Daleko mu do takiego. To piękny, stonowany róż, który nadaje skórze efekt "glow", czyli jakby satynowe wykończenie. Używając tego różu nie trzeba już sięgać po puder rozświetlający, bo sam róż daje delikatne rozświetlenie i ożywia cerę. Skóra wygląda świeżo, naturalnie i promiennie. A żeby było jeszcze lepiej - róż trzyma się na twarzy cały dzień. Nie ściera się, nie migruje, nie tworzy plam. Tak jak go rano nakładam, tak wieczorem go zmywam z twarzy. Trwałość jest naprawdę świetna. Do tego róż jest drobno zmielony i dobrze sprasowany. Nie osypuje się, ale jednocześnie łatwo się go aplikuje za pomocą pędzla. Jeden ruch pędzla po powierzchni tego różu i już mam wystarczającą ilość kosmetyku.
Urzekło mnie w tym różu także tłoczenie na jego powierzchni, które kojarzy mi się cały czas z piaskiem i wydmami na plaży. Przywołuje na myśl słoneczne wakacje, lato, słońce, może...
Nie ogarnęłam niestety jak wygląda cena tego różu w Polsce, ale podejrzewam, że będą one zróżnicowane w zależności od danej drogerii i od panujących w nich promocji ;) Ale uwierzcie mi na słowo - za ten róż warto jest zapłacić nawet grubszą kasę. Naprawdę będzie się Wam ta inwestycja opłacać. Bo jestem przekonana, że odcień, który ja posiadam, jest uniwersalny i nada się do praktycznie każdego odcienia skóry. Nie wierzycie? Sprawdźcie same na testerze w drogerii ;) Ja z czystym sercem polecam i osobiście nie mam mu nic do zarzucenia.
Kolor jak dla mnie zbyt zimny ale super że u Ciebie się sprawdza :)
OdpowiedzUsuńdla mnie również zbyt zimny. Ale muszę się się zainteresować różami firmy astor bo podkład mi się sprawdza idealnie
OdpowiedzUsuńPo twoim wpisie jestem zdania, że uczepiłam się jednego różu w kulkach z avonu i nic poza nim nie widze :) - a tu proszę, taki śliczny róż. Ten odcień na twojej rączce prezentuje się ślicznie, jeśli tak samo wygląda na twarzy to myślę, że się skuszę na niego, jak skończę ten z Avonu :P.
OdpowiedzUsuńBardzo ładny odcień, taki chłodny, ale nie do końca. Będę musiała sobie go zobaczyć :P
OdpowiedzUsuńŁadny, chłodny odcień :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładny kolor, nie miałam jeszcze żadnego różu marki Astor. Uwielbiam róże do policzków więc niewykluczone, że kiedyś wpadnie w moje ręce ;).
OdpowiedzUsuńkolor chyba nie dla mnie, ale bardzo lubię inny róż Astora - peachy coral :)
OdpowiedzUsuńladny;) Mam o podobnej fakturze ,cien Astora ;)
OdpowiedzUsuńPiękny jest, ale wolę te brzoskwiniowe róże. Inne wyglądają u mnie źle :( Chociaż tak jasnego jeszcze nie miałam, więc może nie wyglądał by najgorzej :)
OdpowiedzUsuńMam go i bardzo lubię, jako codzienny róż jest uniwersalny, pasuje do każdego makijażu
OdpowiedzUsuńKolorek wydaje się naprawdę świetny, muszę przetestować :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie: https://beautymarisa.blogspot.com/