Miętowe orzeźwienie z maseczką Queen Helene.
Być może będę dziś mało obiektywna. A to z racji tego, że uwielbiam miętę.
Pod każdą postacią, uwielbiam jej zapach smak, kolor...
Często piję herbatkę miętową, lubię kostki lodu z listkami mięty, czy też wodę ze świeżą miętą.
Ostatnio często też towarzyszy mi miętowa maseczka firmy Queen Helene.
Maseczki zostało mi już niewiele, zaledwie na jedno użycie, więc uważam, że czas na recenzję :)
Maseczka przeznaczona jest docelowo dla cery tłustej ze skłonnością do wyprysków. Ja co prawda mam cerę normalną w kierunku mieszanej, ale walczę z uciążliwymi wypryskami... Więc uznałam, że maseczka może być warta wypróbowania. I nie zawiodłam się.
Skład: Distilled Water, Kaolin, Bentonite, Glycerin, Zinc Oxide,
Propylene Glycol, Sulfur, Chromium Oxide Greens, Fragrance,
Methylparaben
Maseczka zamknięta jest w plastikowej tubce o pojemności 56,7g. Wystarczyła mi na prawie dwa miesiące regularnego używania (bo jeszcze jej nie zużyłam do końca).
Konsystencja maseczki jest specyficzna - bardzo twarda i ciężko wydobywa się ją z tubki, zwłaszcza pod koniec opakowania.
Maseczka ma kolor zielony niczym mięta, a pachnie miętową pastą do zębów ;) Jest to zapach bardzo intensywny i jeśli ktoś nie lubi woni mentolu, to nie radzę po nią sięgać.
Maseczka przez tępą konsystencję ciężko się rozsmarowuje na twarzy, szybko wysycha i całkiem nieźle się zmywa z buzi.
Jeżeli chodzi o działanie, to zdecydowanie na moją cerę działa wspaniale. Chyba jeszcze nie trafiłam na tak dobrą maseczkę. Świetnie oczyszcza, odświeża cerę i dodatkowo ją uspakaja. Stosowałam ją zarówno na całą twarz, jak i punktowo na całą noc na wypryski. Po nocnej kuracji wypryski dosłownie znikają, wysuszają się! Nie uwierzyłabym, gdybym faktycznie tego nie przeżyła na własnej skórze.
Co prawda trzeba się liczyć z intensywnym chłodzeniem zaraz po nałożeniu maseczki, ale dla mnie jest to przyjemne uczucie, zwłaszcza latem, kiedy słoneczko przygrzewa ;)
Krótko mówiąc po tej maseczce moja cera jest promienna, ożywiona, świeża. Do tego torpeduje wypryski, pachnie miętą, wyglądam w niej bardzo wyjściowo (;P) i ją uwielbiam!
Możecie ją nabyć TUTAJ za zaledwie 8,50zł. Tylko proszę - nie wykupcie wszystkich, niech mi też coś zostanie ;P Ja jestem zachwycona, a Wy się same zastanówcie czy macie na tą miętkę ochotę :)
Potwierdzam, że to bardzo fajny produkt :>
OdpowiedzUsuńja również uwielbiam to orzeźwienie jakie daje mi podczas uzywania.....nawet nie wiedziałam, że jest taka tania ;)
OdpowiedzUsuńChciała bym kiedyś spróbować tą maseczkę.
OdpowiedzUsuńTa maseczka czeka na swoją kolej:) Cieszę się, że jesteś z niej zadowolona, ponieważ istnieje spora szansa, że poradzi sobie z moimi uciążliwymi wypryskami. Również lubię zapach mięty, na chłodzenie mogę przymknąć oko, jeśli będzie dobrze wysuszała nieprzyjaciół;)
OdpowiedzUsuńJa też jestem pod wrażeniem tej maseczki ;) A zapach boski jak zielona guma wrigly ;)
OdpowiedzUsuńkonsystencję ma niczym klej z tubki :P
OdpowiedzUsuńnie wiedziałam, że można w PL kupić :) zapisuję na wishlistę :)
OdpowiedzUsuńJak torpeduje wypryski, to musi być moja ;D Mam z tym mega problem..
OdpowiedzUsuńTakże lubię wszystko co miętowe, dlatego z wielka chęcią bym ją wypróbowała:)
OdpowiedzUsuńCiekawa na lato powinna być super :)
OdpowiedzUsuńwygląda ciekawie :D ale,za miętą zbytnio nie przepadam :(
OdpowiedzUsuńMusi być coś w tej mięcie bo pasta do zębów też wysusza "niespodzianki".
OdpowiedzUsuńCiekawy produkt :D
a tą maskę skreśliłam na samym początku. A szkoda, chyba będę musiała spróbować :D Myślałam, ze to jakiś wysuszacz :D
OdpowiedzUsuńjuż od jakiegoś czasu mam chęć ją wypróbować :)
OdpowiedzUsuńhaha ja po niej mam białą skórę, taką szlachecką <3
OdpowiedzUsuń