Clinique Lash Power Mascara - długotrwały tusz do rzęs

Zazwyczaj używam tuszy do rzęs z niskiej do średniej półki, bo uważam, że maskara to nie krem do twarzy i nie warto inwestować większych pieniędzy w kosmetyk, który po 3 miesiącach i tak zużyję czy też wyrzucę, bo jego trwałość to jakieś 3 w porywach do 4 miesięcy. Jednak przypadkiem trafiła w moje ręce maskara Clinique, która w założeniu ma mieć długotrwałą formułę. Już mnie kiedyś zaskoczyła pozytywnie maskara Benefit They're real! Okazała się być naprawdę świetna, robiła cuda na rzęsach, ale jakoś o niej zapomniałam i nie nabyłam kolejnego egzemplarza. Natomiast teraz mam dla Was moją opinię na temat Clinique Lash Power Mascara.


Opakowanie zawiera w sobie 6g produktu. Ja mam tusz w odcieniu 01 black onyx, czyli standardowy, czarny. Szczoteczka jest całkiem przyjemna, zaopatrzona w krótkie włoski. Coś dla miłośniczek tradycyjnych szczotek, chociaż może i fanki silikonowych szczoteczek się z nimi zaprzyjaźnią, bo ta jest naprawdę wygodna w użyciu. Myślę, że nawet posiadaczki małych oczu sobie z nią poradzą.


Jeżeli chodzi o formułę, to zdziwiłam się, gdy się okazało, że maskara Clinique jest zdatna do używania od razu, po pierwszym otwarciu. Nie trzeba odczekiwać aż nieco przyschnie, bo ma od razu dobrą konsystencję, dzięki czemu nie skleja rzęs jak szalona.
Efekt na rzęsach po jednej warstwie maskary jest jakiś, ale dla mnie zbyt słaby, więc zawsze nakładam jej dwie cienkie warstwy. I tak jest dla mnie optymalnie. Tusz ładnie nanosi się na rzęsy, nie tworzy dramatycznego efektu. Wygląda dość naturalnie, ale przy tym ślicznie podkreśla, pogrubia i nieco podkręca rzęsy.


Ja, jak widać, bez pomalowania rzęs wyglądam jakbym ich w ogóle nie miała. A mam, tylko są jasne i proste. A Clinique Lash Power Mascara wydobywa ich piękno. Moim zdaniem rzęsy wyglądają naprawdę ładnie i taki efekt utrzymuje się przez cały dzień. Ma to być maskara długotrwała i faktycznie taka jest. Zazwyczaj robię makijaż koło 6 rano, a zmywam go wieczorem około godziny 20. W tym czasie tusz trzyma się na rzęsach i nie zdarzyło mi się ani razu, aby kawałki skruszonej maskary wylądowały pod okiem. Nigdy. Więc jej długotrwała formuła u mnie się potwierdziła.


Jeżeli chodzi o demakijaż, to jest w tym wypadku dość specyficzny. Zazwyczaj maskary rozmazują się, rozpuszczają pod wpływem środka do demakijażu. Clinique Lash Power Mascara tak jakby skrusza się z rzęs, nie tworzy efektu pandy podczas demakijażu, schodzi z rzęs jakby grudkami. Na początku zdziwiło mnie to, ale z czasem przyzwyczaiłam się do tego stanu rzeczy. Ani mi to specjalnie nie przeszkadza, ani nie szkodzi w żaden sposób.


Aktualna cena w drogerii Douglas to 119zł, ale polecam poszukać i pogmerać w promocjach, bo uważam, że warto. U mnie Clinique Lash Power Mascara sprawdza się świetnie, jestem zadowolona z efektu jaki uzyskuję, z trwałości oraz z poręcznej szczoteczki, którą można dotrzeć nawet do najkrótszych włosków, a i dolne rzęsy można pięknie nią rozczesać.
Polecam fankom naturalnego, ale wyrazistego spojrzenia i osobom, którym zależy na trwałości i breku efektu pandy. U mnie zdaje egzamin, więc może i u Was się sprawdzi?

Komentarze

  1. Wygląda naprawdę ładnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Choć zdjęcia nie ukazują pełnego efektu ;)

      Usuń
  2. Bardzo ładny efekt na rzęsach, miałam kiedyś High Impact (miniaturkę) i byłam bardzo zadowolona :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. High Impact jeszcze nie miałam, ale przyjrzę jej się bliżej :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Obserwatorzy