Dwa cienie do powiek, które są idealnymi rozświetlaczami.
Dobijam dna w dwóch moich ulubionych rozświetlaczach i szukam dla nich godnych zastępców. Niestety często jest tak, że produkty przeznaczone typowo do rozświetlania twarzy niekoniecznie w tej roli dobrze się spisują. Poza tym, szukając w drogerii ciężko jest natknąć się na pudry rozświetlające, które by były w stałej ofercie danej marki. Zazwyczaj wypuszczają je tylko w edycjach limitowanych i albo trzeba na nie polować, albo okazują się totalnymi niewypałami. Dlatego też poszłam nieco dalej i zaczęłam szukać rozświetlaczy wśród tradycyjnych cieni do powiek. I powiem Wam, że szybko znalazłam dwa świetne produkty, które są nie dość, że cieniami do powiek, to jeszcze są doskonałymi pudrami rozświetlającymi.
Dzisiaj będzie mowa o cieniach do powiek, które są ogólnodostępne i na każdą kieszeń. Nadadzą się dla osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z makijażem, ale też dla osób, które są już wtajemniczone w sztukę makijażu. Mam nadzieję, że uda mi się pomóc komuś, kto szuka niedrogiego, ale jednocześnie dobrego rozświetlacza.
Zacznijmy od nieco tańszego cienia, ze stajni Essence. Przyznam szczerze, że gdybym go zwyczajnie widziała w szafie to nie zwróciłabym na niego uwagi. Ale że zaczęłam od przejrzenia testerów, to od razu przykuł moją uwagę. Już tłumaczę dlaczego. Otóż ten cień ma na powierzchni strasznie dużo brokatu i wygląda na żółto-złoty. Ale po tym jak przetarłam po nim palcem, od razu wpadłam w zachwyt. Daje on złotą poświatę, ale nie brokatową jak by się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. Ostatecznie po nałożeniu go na twarz daje efekt spektakularnej tafli. Pięknie rozświetla, nadaje połysk i zdrowy blask naszej cerze. W ciągu dnia nie ściera się, nie migruje po całej twarzy i wygląda naprawdę ładnie. Jeśli chodzi o aplikację, to bez problemu nabiera się na pędzel, nie pyli i nie jest zbyt miękki.
Cień ma wagę 2,5g, można go spokojnie używać do dwóch lat od pierwszego otwarcia opakowania. Zapłacimy za niego około 7zł. (jeśli się mylę, to proszę, poprawcie mnie). Moim zdaniem warto w niego zainwestować, bo nawet jeśli uznacie, że jako rozświetlacz Wam nie odpowiada, to można go zużyć tradycyjnie - jako cień do powiek :)
Drugim cieniem, który sprawdził się u mnie doskonale jako rozświetlacz jest Manhattan 12N Pina Colada. Ten nie wpada w złoto jak poprzednik, jest bardziej neutralny i zimny. Ma też nieco inną strukturę, jest bardziej zbity i kremowy. Jednak również nie sprawia żadnego problemy podczas aplikacji na twarz i dobrze nabiera się pędzlami - zarówno tymi bardziej jak i mniej miękkimi ;) podobnie jak poprzednik z Essence, tak i cień z Manhattan trzyma się cały dzień na twarzy bez szwanku. Nie ma w sobie żadnego brokatu daje metaliczny błysk i nie migruje po twarzy.
Cena regularna w przypadku tego produktu oscyluje wokół 17zł, ale jak wiadomo, można go kupić za dużo niższą cenę, więc nie przerażajcie się i polujcie. A na pewno będziecie zadowolone :)
Jeśli macie ochotę na porównanie obu cieni, to możecie to zrobić spoglądając na zdjęcie poniżej. Jak widać, Essence wpada w złoto, a Manhattan jest bardziej biały/srebrny.
Jeśli szukacie rozświetlacza, to ja mogę Wam polecić te dwa cienie do powiek, bo sprawdzają się w tej roli naprawdę dobrze. Ja używam ich codziennie, zamiennie w zależności od nastroju. Teraz mam zapas rozświetlaczy, ale już wiem, że kiedy zapasy stopnieją, to kolejnych tego typu produktów znów będę szukać wśród cieni do powiek. Te dwa mnie nie zawodzą, więc mam nadzieję na znalezienie kolejnych perełek :)
PS. Przepraszam za stan cery. Aktualnie walczę z nią, z łamiącymi się paznokciami i wypadającymi włosami :/ Niestety okres jesienno-zimowy nie jest dla mnie zbyt łaskawy...
Zacznijmy od nieco tańszego cienia, ze stajni Essence. Przyznam szczerze, że gdybym go zwyczajnie widziała w szafie to nie zwróciłabym na niego uwagi. Ale że zaczęłam od przejrzenia testerów, to od razu przykuł moją uwagę. Już tłumaczę dlaczego. Otóż ten cień ma na powierzchni strasznie dużo brokatu i wygląda na żółto-złoty. Ale po tym jak przetarłam po nim palcem, od razu wpadłam w zachwyt. Daje on złotą poświatę, ale nie brokatową jak by się mogło na pierwszy rzut oka wydawać. Ostatecznie po nałożeniu go na twarz daje efekt spektakularnej tafli. Pięknie rozświetla, nadaje połysk i zdrowy blask naszej cerze. W ciągu dnia nie ściera się, nie migruje po całej twarzy i wygląda naprawdę ładnie. Jeśli chodzi o aplikację, to bez problemu nabiera się na pędzel, nie pyli i nie jest zbyt miękki.
Cień ma wagę 2,5g, można go spokojnie używać do dwóch lat od pierwszego otwarcia opakowania. Zapłacimy za niego około 7zł. (jeśli się mylę, to proszę, poprawcie mnie). Moim zdaniem warto w niego zainwestować, bo nawet jeśli uznacie, że jako rozświetlacz Wam nie odpowiada, to można go zużyć tradycyjnie - jako cień do powiek :)
Drugim cieniem, który sprawdził się u mnie doskonale jako rozświetlacz jest Manhattan 12N Pina Colada. Ten nie wpada w złoto jak poprzednik, jest bardziej neutralny i zimny. Ma też nieco inną strukturę, jest bardziej zbity i kremowy. Jednak również nie sprawia żadnego problemy podczas aplikacji na twarz i dobrze nabiera się pędzlami - zarówno tymi bardziej jak i mniej miękkimi ;) podobnie jak poprzednik z Essence, tak i cień z Manhattan trzyma się cały dzień na twarzy bez szwanku. Nie ma w sobie żadnego brokatu daje metaliczny błysk i nie migruje po twarzy.
Cena regularna w przypadku tego produktu oscyluje wokół 17zł, ale jak wiadomo, można go kupić za dużo niższą cenę, więc nie przerażajcie się i polujcie. A na pewno będziecie zadowolone :)
Jeśli macie ochotę na porównanie obu cieni, to możecie to zrobić spoglądając na zdjęcie poniżej. Jak widać, Essence wpada w złoto, a Manhattan jest bardziej biały/srebrny.
Jeśli szukacie rozświetlacza, to ja mogę Wam polecić te dwa cienie do powiek, bo sprawdzają się w tej roli naprawdę dobrze. Ja używam ich codziennie, zamiennie w zależności od nastroju. Teraz mam zapas rozświetlaczy, ale już wiem, że kiedy zapasy stopnieją, to kolejnych tego typu produktów znów będę szukać wśród cieni do powiek. Te dwa mnie nie zawodzą, więc mam nadzieję na znalezienie kolejnych perełek :)
PS. Przepraszam za stan cery. Aktualnie walczę z nią, z łamiącymi się paznokciami i wypadającymi włosami :/ Niestety okres jesienno-zimowy nie jest dla mnie zbyt łaskawy...
To ja znalazłam wśród cieni Catrice :) to jest naprawdę niezłe rozwiązanie.
OdpowiedzUsuńOstatnio patrzyłam na Pina Coladę w Rossmanie, ale była dla mnie zbyt brokatowa :/ wolę bardziej satynowe wykończenie :D
OdpowiedzUsuńŻe jak? Brokat w Pina Coladzie? Chyba miałaś jakiś felerny egzemplarz ;P Serio nie ma w nim żadnego brokatu :)
UsuńWypróbuj Inglot 395 :) Bardzo fajnie nadaje się na rozświetlacz. Nawet lepiej niż na cień do powiek.
OdpowiedzUsuńNa pewno przyjrzę mu się jak będę w Inglocie :)
UsuńFajnie wyglądają, pierwszy mi się bardzo spodobał :)
OdpowiedzUsuńŁadny efekt:) tych akurat nie mam, ale używam innego cienia z essence do rozświetlania (no i też Loreala czy Catrice) i jednego jako różu, bo ma genialny kolor:D
OdpowiedzUsuńDługo używałam tego z essence. idealny dla ciepłej tonacji
OdpowiedzUsuńManhattan wygląda zachęcająco:) Lubię rozświetlacze w chłodnej tonacji. Swego czasu używałam cienia Inglota jako różu, ponieważ idealnie komponował się z moją cerą:)
OdpowiedzUsuńja używam cappuccino z essence i też jest świetny! :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie zobaczę jak wygląda ten cappuccino. Zaciekawiłaś mnie :)
UsuńNiezły patent! Od razu pomyślałam o kompletowaniu kosmetyczki na wyjazd - bierzesz jeden kosmetyk, a stosujesz go w dwóch funkcjach :)
OdpowiedzUsuńZgadza się, można nieźle zaoszczędzić miejsce w kosmetyczce :)
UsuńŚwietny efekt !!! :D
OdpowiedzUsuńCień z Essence widziałam, ale nie wpadła bym na to, że będzie tak genialnym rozświetlaczem ;P
OdpowiedzUsuńo mamusiu, wypadające paznokcie? :O mam nadzieję, że to tylko błąd w tekście, bo jeśli tak- to jakaś masakra- przerażające :O
OdpowiedzUsuńHaha, fakt - mój błąd, miały być włosy ;)
UsuńWypiekany cień z Kobo też nadaje się jako rozświetlacz, jest podobny do tego z essence :)
OdpowiedzUsuń